Od kilku lat mam bardzo podobne odczucie co do wlasnej osoby. Dodam iz kiedys przy wylegitymowaniu jakbym uslyszal przez "szczekaczke" paragraf 222 w zapytaniu o mnie. Nigdy niczego takiego nie zrobilem. Czyzby ktos dodajac mi cos do kartoteki chcial zachecic kolegow do odpowiedniego nastawienia w danej chwili ( w chwili kontaktu ) w stosunku do mojej osoby ?
W tym kraju rzadzi pewna klika i jej posluszne kundle a wylamujac sie z tego ukladu, zyjac jak wolny i niezalezny czlowiek, domagajac sie swoich praw, jest sie wrogiem systemu i zarazem wrogiem tych szympansow.
policja stosuje kody trzy jedynki, dwójki,trójki itd. celem określenia statusu osoby legitymowanej.
"222" (trzy dwójki) coś tam oznacza, ale nie oznacza "poszukiwany, zatrzymać".
Co do bzdur wypisywanych na nasz temat w policyjnej bazie danych (ona nosi nazwę bodajże "rewelacje"), to one nie dziwią, bo byle śmieć za "sto złotych" wynagrodzenia może tam zmyślać do woli. Jak się nie potwierdzą jego/ jej "rewelacje", to nie szkodzi. A wpis pozostaje, bo przecież informator otrzymał "zapłatę". Takich informatorów policja szczególnie chętnie werbuje wśród barmanów i bufetowych, lokalnych żuli ("daj 80 groszy") i innych ludzi mających zajęcie oparte o częste kontakty z otoczeniem. Mało kto odmówi łatwego zarobku.
Dostęp do akt osobowych? możliwy tylko przy pomocy hakera. Policja nie zdekonspiruje swoich informatorów. Dlatego takie jaja są z tym "Andrzejem Czajką" co skopał przechodnia 11.11.11r. bo to właśnie tego rodzaju "tajniak" i "szpicel" - choć wyższego rzędu, bo "na etacie".
Ja bym chciał tylko uzyskać dostęp do moich akt więziennych. To mi wystarczy. Niestety, "niemożliwe". Ciekawe, dlaczego, bo skoro są one wykorzystywane w czynnościach procesowych (np. posiedzenie sądowe ws. warunkowego zwolnienia"), to muszę mieć możliwość odniesienia się do ich zawartości.
Milczenie władzy, świadczy o postawieniu jej pod ścianą, o doprowadzeniu sprawy najdalej jak tylko można prawną drogą.
Samo milczenie wynika z niemożliwości naruszenia przez władzę, jej niepisanych tajnych praw, które wyjawione wskazują na planowe niewolnictwo. Tego nie mogą powiedzieć.
Pozostaje skarga do Trybunału Konstytucyjnego, ale wówczas nie znajdzie Pani adwokata (jest taki wymóg). A nawet gdyby taki „odważny” się znalazł, to sformułuje wniosek w sposób rozmydlający istotę sprawy, najłatwiejszy do cichego oddalenia skargi. Ot błędy każdemu się zdarzają.
Wolland jest tylko drogowskazem rzeczywistości. Wskazuje drogę na którą wprowadziły Panią problemy. Dobrze że w tę podróż zabiera Pani także innych ludzi.
Ciekawe, że mimo precedensu w sprawie, kiedy jest on niewygodny, TK bez oporów go pomija.
Absolutnie nie chcę Pani zniechęcać. Jestem za kompletnym wykorzystaniem wszelkich środków aby sprawiedliwości stało się zadość, a przy tym abyśmy się jak najwięcej dowiedzieli o ciemnych stronach władzy. Przypominam doświadczenia naszego kolegi Bogdana Goczyńskiego, bo pozwoli te lepiej przygotować się do sprawy w TK, np.
nagłośnić ją (jak teraz się dzieje) przed wystąpienim do tej instancji, aby czul wzrok wyborców na plecach.
Akcja rozgrywa się w pewnym małym miasteczku w POlsce, które wszyscy znacie (sporo się tam teraz dzieje, korupcja na każdym szczeblu zaczyna wyłazić - widocznie ktoś się wkurzył na sitwę i postanowił zrobić porządek - ale wątbię aby znał skalę problemu - ja zajmę się płotką) (zaznaczam trochę pozmyślam ale nie wiele bo niektórych rzeczy tylko się domyślam)
Bohaterem jest młody człowiek, który nic nie wiedziało tym co się dzieje w mieście, a zanim się dowiedział stanął pod ścianą (ciekaw jestem czy go rozstrzelają i ucieknie, czy dadzą żyć dalej w kieracie), przybył szczęśliwy do tego "spokojnego" ślicznego miejsca - raju na ziemi (zwłaszcza w okolicznych lasach haha)
Ano zacznijmy od początku:
Zaczął on pracę we firmie
PO ponad roku pracy nastał "kryzys" i obcięto wszystkim płace
Młody człowiek nie w ciemię bity (nie raz zmieniał pracę) postanowił się zabezpieczyć i poszukał sobie innej firmy w okolicy. Firma pośrednicząca umówiła go na spotkanie. POjechał
No i padło pytanie dlaczego opuszcza tą świetną poprzednią firmę - powiedział prawdę bez ogródek - fakt jego błąd - na rozmowach o pracę nie mówi się prawdy, potem padło pytanie o przynależność polityczną - ups - też się wygadał.
Pracy oczywiście nie dostał
Wrócił do Firmy z podkulonym ogonem w okolicy żadna firma go nie chciała; po pół roku zwolniono jego wszystkich kolegów i wezwano go na dywanik - jako jedynemu dano premię i nie obcięto zarobków - w firmie znowu nastał kryzys i wszyscy chciał nie chciał dostali najniższą krajową. Nasz bohater dostał na rozmowie POLECENIE - aby już więcej nie komentował - ale czego nie wyjaśniono
PO miesiącu dostał propozycję kolejną (widocznie dalej mówił prawdę) albo się zwolni i (zobaczymy albo go zniszczą - zrujnują, albo będą go mieli w garści - praca na lewo) albo dostanie kopa w odwłok jak koledzy (zaznaczono przy tym, że wszyscy w firmie uważają go za najlepszego fachowca)
No zobaczymy - przystał na pierwszą propozycję - z myślą, że może mu się uda
Biedaczek nie wiedział jeszcze, że:
Prezesi wszystkich firm i władz w mieście są kolegami powiązanymi przekrętami i jedną komunistyczną partią sieroty z okrągłego stołu
Jedyna firma pośrednicząca w zatrudnieniu w okolicy (z której musi skorzystać) należy do "współwłaściciela" firmy, w której pracuje, a ludzie z tej firmy pośredniczącej to również jego koledzy z pracy, koledzy którzy nie wylecieli z pracy mają inne firmy i są kolegami prezesa - w ogóle wszyscy są tam kolegami
Mało tego firma w której pracuje ma za chwilę przestać istnieć
ŚWIAT UROJEŃ GRAŻYNY NIEGOWSKIEJ: MIĘDZY BREVIKIEM, SOWĄ A TYMOSZENKO.
PRÓBA ANALIZY PSYCHOLOGICZNEJ
Komendant Główny Policji nie odpowiedział pani Niegowskiej, milczy również indagowany przez nią komendant stróżów prawa w Amsterdamie, do odpowiedzi nie kwapi się także premier RP - bo to strata czasu. Czas na analizę psychologiczną pani Grażyny.
Niespotykane w normalnym otoczeniu maniakalne stężenie nienawiści z jaką rzeczona autorka atakuje na łamach "NE" pułkownika Krzysztofa Badeję, daje mi nie tylko prawo do publicznej oceny jej tekstów ale również – do otwartego wyrażenia wątpliwości co do jej zdrowia psychicznego. Czynię to z niechęcią i bez satysfakcji, acz z konieczności. Właśnie konieczność oczyszczenia dobrego imienia pułkownika Krzysztofa Badei i jego Rodziny przeważa tu nad skrupułami wobec nieszczęsnej autorki. Co więcej – w przypadku Niegowskiej właśnie prawnie zastosowany przymus, a nie litość jest w stanie uniemożliwić jej krzywdzenie innych. Mimo to autorce współczuję. Sąd rozstrzygnie, czy pani Niegowska jest bardziej winna, czy poczytalna. Publicznie wyrządzając krzywdę musi się liczyć karą oraz z równie jawną ripostą.
Zapytałem pułkownika Badeję, od jak dawna zna swoją prześladowczynię i od kiedy zaczęła uprzykrzać mu życie. Zaczęło się od – mówiąc najoględniej – euforycznych propozycji z jej strony, co nie spotkało się z oczekiwaną reakcją. Pułkownik od razu lojalnie poinformował własną żonę oraz męża Niegowskiej o natarczywym zachowaniu się kobiety. Od tego czasu, z przerwami, małżeństwo Badejów było uporczywie nękane w dzień i w nocy nienawistnymi SMS-ami (zawierającymi groźby karalne), a obecnie – inwektywnymi wpisami w Internecie.
Nigdy między pułkownikiem a kłopotliwą kobietą nie doszło do spotkania bez uczestnictwa jego żony, bądź męża Niegowskiej. Ostatnie zetknięcia się z nią wyglądały jak koszmarny sen. Latem ub.r. Niegowska napluła na żonę pułkownika, którą mijała obok bloku. Kilka tygodni temu podobnego pecha miał pułkownik, kiedy wracał z trasy biegowej (codziennie przebiega kilka kilometrów). Przejeżdżająca obok rowerem Niegowska ostentacyjnie „charknęła” w jego kierunku i... uciekła do domu. Obecnie pluje przez Internet.
Pułkownik Badeja nie ma najmniejszych wątpliwości, że bez pomocy sądu nie rozwiąże problemu koszmarnej sąsiadki. 15 listopada ub.r. wszczął sprawę z art. 190 par. 1 KK (w związku z kierowaniem przez nią gróźb karalnych) oraz z art. 190a par. 1 KK (uporczywe nękanie poprzez wysyłanie wiadomości tekstowych). 20 stycznia br. wniósł pozew o naruszenie dóbr osobistych oraz swojej rodziny zgodnie z art. 23 i 24 Kodeksu cywilnego. Zgodnie z art. 23 Kodeksu cywilnego dobra osobiste człowieka, jak w szczególności zdrowie, wolność, cześć, swoboda sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, tajemnica korespondencji, nietykalność mieszkania, twórczość naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska – pozostają pod ochroną prawa cywilnego. Zgodnie z art. 24 ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. W razie dokonanego naruszenia może on także żądać, ażeby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków, w szczególności ażeby złożyła oświadczenie odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie. Z kolei art. 448 Kodeksu cywilnego przewiduje, że w razie naruszenia dobra osobistego sąd może przyznać temu, czyje dobro osobiste zostało naruszone, odpowiednią sumę tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę lub na jego żądanie zasądzić odpowiednią sumę pieniężną na wskazany przez niego cel społeczny, niezależnie od innych środków potrzebnych do usunięcia skutków naruszenia.
Urojenia – bo o nie mam prawo mocno podejrzewać panią Niegowską – są to sądy i przekonania wyrażające błędną treść, sprzeczną z obiektywną rzeczywistością. Wypowiadane są wbrew dotychczasowemu doświadczeniu życiowemu. Chorzy są głęboko przekonani o ich słuszności. Jeśli zatem – w związku z moimi podejrzeniami – w umyśle autorki zamieszczanych tu obsesyjnych tekstów pojawi się niesprawiedliwy pomysł oskarżenia mnie o propagowanie psychiatrii karnej (skądinąd znanej z czasów ZSRR) – przyjmę go ze zrozumieniem. Podobne osądy nie podlegają korekcji za pomocą perswazji lub oddziaływań psychoterapeutycznych.
Najczęściej słusznie przyjmuje się, że osoby mające trudność w rozpoznawaniu rzeczywistości nie powinny ponosić odpowiedzialności. Ale nawet one dysponują (choćby ograniczonym) aparatem rozróżniania dobra od zła, potrafią kalkulować, działają z premedytacją, chcą zadawać ból, nienawidzą. Jak bardzo? Wystarczy zajrzeć do tekstów Niegowskiej w Nowym Ekranie czy na portalu „Pro Milito”, aby się o tym przekonać i policzyć epitety:
„Krzysztof B. dopuścił się czynów haniebnych, czynów zmieniających życie jego ofiar w piekło; czynów, ukazujących go jako kryminalistę, tyrana i despotę. Pomimo ciężkich zarzutów, cieszy się wiernopoddańczą nietykalnością i wykorzystuje demokratyczny aparat władzy, jak mu się tylko podoba. Jego wola i słowa są w istocie prawem; tylko tym można wytłumaczyć, że Państwo przejmuje ciężar odpowiedzialności za czyny Krzysztofa B., a on nie wykazuje z tego tytułu żadnej skruchy, żadnych skrupułów, czy żalu. Paradoksalnie lub nie, za funkcjonariuszem stanęły formacje, którym nadal nieobce są: ucisk, funkcjonalizacja i krępowanie woli człowieka.
Dlatego milczące ofiary pułkownika cierpią w dwójnasób; wiedzą, że przez Krzysztofa B. straciły wolność i egzystencję, a jednak nie potrafią dochodzić swoich praw. Wymiar sprawiedliwości jest po stronie kata i tylko zrządzenie losu może ten stan odmienić, zrzucając z pułkownika nimb niewinności […] Po piąte, bez kompanów, lizusów i satrapów, bez uniformu i ukrytych insygniów władzy, może on jedynie uchodzić za przypadek wymagający opieki; lecz z neuropsychiatrycznego punktu widzenia przypadek ten wydaje się być zdolny do przesłuchania i osadzenia. Dlatego podziel się wiedzą na temat pułkownika. Nie bój się, obecnie nic Ci już nie grozi. Umieszczenie apelu łamie wszelkie tabu i idzie w stronę sprawiedliwości” - zagrzewa do plucia Niegowska w liście do WSI-owego „Pro Milito”.
Czy można wymyślić coś bardziej obrzydliwego? Tak, ale tym razem oszczędzę Czytelnikom cytatu z jej wpisu do „NE” „Cuchnący z daleka”. Za to dam się zainspirować podniesionym przez autorkę „neuropsychatrycznym punktem widzenia” do przestudiowania podręcznika psychopatologii i zajęcia się szczególnym przypadkiem jej samej.
1. OBRAZ PUBLIKACJI GRAŻYNY NIEGOWSKIEJ W ŚWIETLE DEFINICJI UROJEŃ WIELKOŚCIOWYCH
A. Definicja urojeń wielkościowych z podręcznika podstaw psychopatologii:
Klasyfikując urojenia „według treści” podręcznik wymienia m.in. UROJENIA WIELKOŚCIOWE, które „wyrażają przekonanie chorego o jego niezwykłych ponadprzeciętnych możliwościach, znaczeniu, stanowisku, bogactwie i wiedzy”. Chorzy są m.in. przekonani o swojej „zdolności wpływania na znaczące wydarzenia. Urojenia te spotykamy w zespole maniakalnym, rzadziej w paranoi lub schizofrenii”.
Oprócz urojeń wielkościowych z zacytowanego poniżej tekstu Niegowskiej przebijają znane w psychopatologii ZABURZENIA TOKU MYŚLENIA poprzez manifestujące się MYŚLENIE PARALOGICZNE. Uderza brak logicznego następstwa myśli, często z wyprowadzaniem absurdalnych wniosków. Myślenie paralogiczne może łączyć się z synkretyzmem (niedostrzeganiem sprzeczności i logicznym sprzęganiem wykluczających się tez). Aktywność w wykrywaniu swoich prześladowców analizowana autorka tłumaczy bowiem „jednoznacznym przekonaniem”, iż wymierzone przeciwko niej „złowrogie działania operacyjne” stawiają jej przypadek na równi z prześladowaniem byłej premier Ukrainy:
„Dlaczego tak bardzo zależy mi na udostępnieniu dokumentów i zbiorów danych dotyczących mojej osoby? Ponieważ logiczna sekwencja zdarzeń, którą przedstawiłam na Forum "Pro Milito", a częściowo też na Nowym Ekranie jednoznacznie przekonuje, że tragicznie skutkujące zdarzenia są wynikiem złowrogich działań operacyjnych, nakierowanych na niszczenie mojej czci, godności, autorytetu, kariery zawodowej, życia osobistego i wielu innych, niezastępowalnych wartości. […]
Odbywa się to w demokratycznym państwie prawa i nawet pomimo interwencji Posłów RP (które to interwencje zaostrzają, nota bene, opresję). Dzieje się tak wskutek wybiórczo stosowanego prawa; mechanizm jest tożsamy z przypadkiem Julii Tymoszenko” - ocena Niegowska.
Nie mniejsze wrażenie wywołuje sposób, w jaki rzeczona autorka przywołuje premiera RP do przestrzegania porządku konstytucyjnego oraz podległych mu resortów i służb. Oto jak w swoim tekście opublikowanym w „Pro Milito” „Przestępczość typu black collars a władza publiczna” „rozstawia po kątach” najwyższych urzędników państwowych. A wszystko po to, by ją uniewinniono i ukarano pułkownika Badeję. Tymczasem władza się pomyliła i jest odwrotnie:
„Obowiązkiem Prezesa Rady Ministrów - jako najwyższego organu administracji rządowej - było uczynić się przedmiotem rozpoznania. Prezes Rady Ministrów reprezentuje Radę Ministrów, kieruje pracami Rady Ministrów, wydaje rozporządzenia, zapewnia wykonywanie polityki Rady Ministrów i określa sposoby jej wykonywania, koordynuje i kontroluje pracę członków Rady Ministrów. Wśród enumeratywnie wyliczonych w Konstytucji RP zadań Prezesa Rady Ministrów (art. 148 Konstytucji) nie zawarto explicite zadań z przedmiotowej dziedziny, jednakże zadanie powołania zespołu celowego dla wyjaśnienia sprawy przekraczającej kompetencje pojedynczych urzędów władzy państwowej może wynikać z „koordynowania i kontrolowania pracy członków Rady Ministrów” (art. 148 pkt 5). Prezes Rady Ministrów może również wyznaczyć ministrowi – poza ewentualnym równoległym kierowaniem określonym działem administracji rządowej – wypełnianie zadań, określonych nie w drodze ustawy, lecz w akcie wyznaczenia [tu autorka z właściwą sobie skrupulatnością wylicza artykuły i paragrafy – dop. Qui pro Quo] jest stosowne rozporządzenie Prezesa Rady Ministrów. Zgromadzony przeze mnie materiał dowodowy pokazuje, że Prezes Rady Ministrów, odpowiadając za działania i zaniechania rządu oraz za nadzór nad służbami specjalnymi, toleruje naruszenie prawa w tym obszarze i uporczywie odmawia skorzystania ze swoich kompetencji w stosunku do członków Rady Ministrów. Dlatego Prezes Rady Ministrów otrzymał niedawno przesądowe wezwanie do usunięcia naruszenia prawa”.
Po dziesięciu akapitach Niegowska stara się doprecyzować przyczyny swojego oburzenia na premiera, administrację państwową, służby, etc.: Krzysztof Badeja wraz z całym aparatem władzy uczynił ją swoim „oczkiem w głowie”:
„Od 2003 r., czyli od kiedy zaczęłam być obiektem zainteresowania, a potem odwetu ze strony K. Badei za zawiadomienie organów ścigania o jego czynach, żyję w ciągłym stresie. Jest to stan tym bardziej dotkliwy, że oficer ten potrafił „urobić” swoich przełożonych, którzy zamiatają pod dywan niepraworządne metody, jakimi się posługiwał. Jest mi bardzo przykro, że stróże prawa, zamiast poddać K. Badeję czynnościom procesowym, zmierzali – wraz z tym oficerem i jego Mocodawcami - do utrącania mojej wiarygodności, do pozbawiania mnie środków do życia, aby w efekcie doprowadzić mnie do takiego statusu społecznego i stanu psychicznego, w którym będzie można bezkarnie mnie rujnować i krzywdzić, wykorzystując społeczne zapatrywanie, że nikt nie pomaga osobie wyrzuconej poza społeczną burtę”.
2. OBRAZ PUBLIKACJI GRAŻYNY NIEGOWSKIEJ W ŚWIETLE DEFINICJI UROJEŃ PRZEŚLADOWCZYCH
A. Definicja urojeń prześladowczych z podręcznika podstaw psychopatologii:
„UROJENIA PRZEŚLADOWCZE - wyrażają przekonanie chorego o zagrożeniu ze strony otoczenia, które w różny sposób działają na jego szkodę. W urojeniach tych chory jest ofiarą, a winni są inni. Urojenia te należą do najczęściej spotykanych. Poprzedzone są często urojeniami ksobnymi (odnoszenia), w których chory odnosi do siebie przypadkowe rozmowy, spojrzenia, zwykłe naturalne zachowania i przypisuje im szczególne znaczenie. Urojenia prześladowcze mogą być powodem czynnego występowania przeciwko prześladowcom i prowadzić do konfliktów z prawem. Urojenia prześladowcze spotykamy w zespołach paranoicznych, parafrenicznych i paranoidalnych różnego pochodzenia.
Blisko urojeń prześladowczych można sklasyfikować m.in. urojenia oddziaływania (ktoś z zewnątrz lub jakieś zjawisko wpływa na myśli, podsuwa je, kieruje działaniem)”.
W opisywanym tu przypadku urojonym prześladowcą, który „kieruje działaniem” naszej „ofiary” jest Krzysztof Badeja. Jak się za chwilę przekonamy, wyobraźnia pani Niegowskiej maluje jego „oddziaływanie” w sposób uderzająco zbieżny z zacytowaną wyżej z podręcznika dla studentów definicją urojeń prześladowczych. Ona również weszła w konflikt z prawem.
B. Obraz Grażyny Niegowskiej
Oto mała próbka jej sążnistego i maniakalnie skrupulatnego listu do prokuratury, w którym tak przedstawia swojego „wroga” i swoje „obezwłasnowolnienie”:
„Przez wiele lat (2002 2011) K. Badeja uporczywie naruszał moją wolność decyzyjną. Z czasem działania K. Badei przerodziły się w ewidentną obsesję pozbawiania mnie wolności wyboru i narzucania sposobu postępowania niezgodnego z własną wolą. Przejawiało się to, wedle hipotezy płk. Krzysztofa P., w operacyjnym prowadzeniu mnie ściśle pod dyktando K. Badei (prowadzeniu na sznurku Badei), eliminując z góry wszelkie podejmowane przeze mnie kroki, jeśli były niezgodne z oczekiwaniami K. Badei. Takie oddziaływanie trwale pozbawiło mnie możliwości decydowania zgodnego z moją wolą i intencjami, uniemożliwiając realizowanie zamierzeń osobistych i zawodowych, powodując dolegliwości wywierające negatywny wpływ na przebieg procesów motywacyjnych. Nie bez znaczenia pozostaje tu fakt, że uporczywe i celowe udręczanie wpływa destrukcyjnie na osobowość i wprowadza osoby udręczane do grupy ryzyka osób mogących targnąć się na swoje życie”.
Warto dodać, że ze względu na treść urojeń najczęściej spotykane zespoły paranoiczne to: paranoja zazdrości (p. invidiva), paranoja prześladowcza (p. persecutoria), paranoja reformatorska (reformatoria), paranoja pieniacza [obłęd pieniaczy] (p. querulatoria). Temu ostatniemu zespołowi paranoicznemu nieprzypadkowo poświęcimy najwięcej miejsca.
OBRAZ PUBLIKACJI GRAŻYNY NIEGOWSKIEJ W ŚWIETLE DEFINICJI OBŁĘDU PIENIACZEGO
A. Definicja obłędu pieniaczego ze studenckiego wykładu o psychopatologii:
„OBŁĘD PIENIACZY (paranoia querulatoria) - zazwyczaj zaczyna się od dochodzenia jakiejś słusznej krzywdy, którą choremu wyrządzono. Krzywda ta nie spotkała się z zadośćuczynieniem. Zaczyna się od najniższych instancji, taki człowiek napotyka dziwny opór, wynikający z przyczyn formalnych. Zaczyna się rozwijać przekonanie, że celowo i świadomie uruchamiane są działania przeciwko niemu, wrogie. Odwołuje się do coraz wyższych instancji, coraz większa aktywność w dochodzeniu krzywdy. Chory, zaniedbując całą resztę, inwestuje w udowodnienie, że to ona ma rację, systematycznie gromadzi pisma, dokumenty. Ci chorzy są bardzo skrupulatni w dochodzeniu swej racji. Sprawa trafia do najwyższych instancji”. „Ostatnimi czasy z Trybunałem Europejskim włącznie” - czytamy w komentarzu do wykładów na Uniwersytecie Gdańskim. Czyżby znali panią Niegowską?!
Wypowiadając się na forum Pro Milito analizowana autorka nie pozostawia wątpliwosci, że władzom RP nie odpuści:
„Co do zmiany rządu i zmian zasad postępowania, powiem jedno: tylko szanowane instytucje europejskie mogą wymusić na rządzących lepsze standardy. Dlatego w mojej sprawie coraz częściej zwracam się do organów zagranicznych. Oto moje pismo do policji w Amsterdamie”.
W opublikowanym przez nią angielskojęzycznym liście do „Office of the Chief of Police / Politie Amsterdam - Amstelland z 3 kwietnia 2011 r. czytamy m.in.:
„Nie jestem w Polsce bezpieczna. Obawiam się o siebie i o mojego syna. Nie mogę pracować w Polsce ze względu na represje. Nie mam pieniędzy, jestem bez pracy i bez pomocy. Mój syn mieszka w Polska w ciągłym strachu. Mam kilka ważnych dokumentów, które potwierdzają moją sytuację. Moim zamiarem jest, aby ocalić swoje życie, żyć normalnie (bez represji), i pracować za granicą”.
Warto zwrócić uwagę, że dr Niegowska w swoich publicznych wypowiedziach ani razu nie pochwaliła się swoimi osiągnięciami naukowymi. Ani razu sensownie nie wytłumaczyła, dlaczego jej byli przełożeni od dłuższego czasu nie widzą jej w roli naukowca na uczelni. W Internecie próżno by doszukać się choćby śladów jej dokonań naukowych. Oczywiście poza obsesyjnymi wpisami godzącymi w jej „prześladowcę”, którego maluje jako swoje lustrzane odbicie: to on, a nie ona ma problemy z psychiką, to on, a nie ona nęka SMS-ami, czyha na jej dobre imię, angażując przeciwko niej niemal cały aparat państwa (z premierem RP, policją oraz kolejnymi szefami SKW włacznie). Ot, taki „Brevik” przeciwko takiej „Tymoszenko” – jak się się skromnie porównuje. Oczywiście „Tymoszenko” byłaby już dzisiaj profesorem, gdyby jej planów nie pokrzyżował tyran „Brevik”.
Pani Niegowska umie zachować drogę służbową, dlatego, zanim napisała do Strasburga i Amsterdamu, „dobijała się” do premiera RP, jako „przewodniczącego Członków Rady Ministrów Rządu RP, służbowego zwierzchnika pracowników administracji rządowej oraz przełożonego służb specjalnych, w tym Służby Kontrwywiadu Wojskowego, o spowodowanie ujawnienia wszelkich informacji zgromadzonych na [jej] temat, które mogą się znaleźć w posiadaniu tych służb, nie wyłączając Policji, i spowodowanie niezwłocznego przekazania ich Prokuraturze na okoliczność postępowania sygn. akt 7Ds. 649/10/III, nadzorowanego przez Prokuraturę Rejonową Warszawa – Mokotów w Warszawie”.
Tym samym – jak pisze dalej - wnosi „o objęcie obszarem swojego zainteresowania bezczynności organów Państwa wobec krzywd wyrządzonych [jej] w latach 2002 - 2010 wskutek operacyjnego i niezgodnego z ustawą gromadzenia nieprawdziwych danych na [jej] temat, co wywołało i utrwaliło sytuację, w której absolutnie niemożliwe staje się urzeczywistnianie na gruncie prawa krajowego każdego z naruszonych na [jej] szkodę praw i każdej z naruszonych wolności, ponieważ do tego potrzebna jest m.in. znajomość danych osobowych sprawców, którzy dokonywali bezprawnej, operacyjnej ingerencji w moje życie, atakowali mnie ekscesami przemocowymi, poniżali w oczach osób postronnych, wywoływali strach, pozbawiali mnie pracy poza jurysdykcją sądów powszechnych (wbrew Art. 41 § 1 i Art. 41 § 1a k.k.), narażali na cierpienie i upokorzenie” […]
C. Protekcja SOWY w obronie wolności i demokracji
Z przedostatniego akapitu wniosku pani Niegowskiej wypełzli jej mocodawcy. Nie mieli innego wyjścia, skoro ona sama wyznała:
„W przedostatnim akapicie tego wniosku nadmienię, że jestem członkiem Stowarzyszenia „Sowa” (http://stowarzyszeniesowa.pl/). Stowarzyszenie to przyjęło mnie do swojego grona wyrażając tym symbolicznym gestem (wszak nie jestem osobą związaną ze służbami specjalnymi) nie tylko akceptację dla moich działań prawnych, lecz w szczególności dezaprobatę dla postępowania płk. Krzysztofa Badei oraz innych funkcjonariuszy z b. WSI, którzy łamali prawo, dopuszczając się czynów karnie zabronionych na moją szkodę i do tej pory pozostają bezkarni”.
KONTRA
Autorka jest doktorem nauk ekonomicznych. Zajmuje się tematyką społeczno-polityczną i ekonomiczno-prawną.